Nasze wspomnienia.
Przygotowania…
Tym razem wszystko zostało zoorganizowane ‚na spokojnie’.
Przyjęcie? -na łonie natury, wśród zielonych wzgórz i pachnących drzew.
Suknia? -liturgiczna i schludna, bez górnolotnych ozdób i wyśnionych tiulów.
Wianek? -oczywiście z pachnących goździków, pozbawiony sztuczności i mdłych barwników.
Włosy? -tu niestety nie udało mi się wynegocjować niczego. Loki i koniec. Basta!
Pantofelki?– temat drażliwy ku rozpaczy N. Nie znalazłyśmy nic na lekkim obcasiku. Zostałyśmy przy płaskich cichobiegach, ale jakże praktycznych przy bieganiu i wygłupach po zielonych łąkach (po komunijnym obiadku w komunijnej białej sukni- zgroza! Efekt? zielona kiecka…)
Tort?- oczywiście czekoladowy…dietetyczny? Nieeeeee…. 😉
Nie mieliśmy górnolotnych pomysłów i wymagań, a co najważniejsze N także…
Może to kwestia naszego wychowania pomału owocuje…
Uroczystość chcieliśmy przeżyć sercem i wspólną rodzinną obecnością. A mała N i tak była ogromnie podekscytowana i przejęta. Wcieliła się w swoją rolę wyśmienicie, a zadowolenie z siebie rysowało się na jej twarzy przez resztę dnia.
A tymczasem…
Inspirująca dawka zdjęć wyrwana z majowej, słonecznej niedzieli mojej ‚małej panny niemożliwej’…
Zapraszam i pozdrawiam.
P.
fot. Emey Studio