Drobne pychotki.
Byłam spóźniona na budzący się do życia chorwacki dzień. Słońce tak mocno świeciło na niebie…
Mała N i D siedzieli rozleniwieni na tarasie spoglądając na błyszczące w oddali morze.
Zamyśliłam się i ja. To wszystko wydaje się nieskomplikowane, takie proste. Morze i ten pachnący kolor, który zapewnia mu rzesze fanów…turkusowy? błękitny? zielony?
I to pragnienie i błogi stan pozostania w tym miejscu jak najdłużej.
Uzmysłowiłam sobie właśnie, że autentycznie jestem uzależniona od Chorwacji.
Wybiegłam z apartamentu na pobliski stragan. Odwiedzałam go codziennie, a zawartość wyczuwałam nosem jeszcze zanim zamknęłam za sobą drzwi. Delikatne jędrne, owoce, które kupowałam od starej, pomarszczonej kobiety były tak słodkie, że aż same rozpływały się w ustach. Niektóre miały cierpki smak, inne wręcz gorzki.
Dla mnie i tak smakowały wyśmienicie.
N tego lata zajadała się pomidorami, które również nasycone były czerwoną słodkością.
Niemal natychmiast po wylądowaniu na wypełnionej chaotycznym tłumem ulicy, spostrzegłam biegnącą za mną N. Widocznie gdy wychodziłam zbyt mocno trzasnęłam drzwiami.
Z tarasu troskliwe oko D obserwowało każdy nasz ruch. Spontanicznie pomachał ręką. Ukazały się białe zęby, które fenomenalnie kontrastowały z opaloną skórą. Mała N odmachała i złapała mnie za skrawek sukienki. Dreptając zniknęłyśmy w neonowych alejkach i wąskich urokliwych uliczkach…
P.
sukienka/ Zara
sandałki/ CCC
okulary/ Calzedonia
wianek/ Lindex