…(…)…Opowieść o leśnej wędrówce, której początek zaczyna się od nadgryzionej gałązki przez sprytnego zająca, a kończy na wierzchołku iglastego drzewa. A wszystko w rytmie natury i w zgodzie z porami roku…
Zima. Śnieg otulił cały las. Kształtne płatki śniegu tuliły się do zamarzniętych świerków. Ich powyginane, pokryte igłami gałęzie przypominały chińskie hieroglify. Ciekawy, godny uwagi widok, aż prosił się o użycie aparatu cyfrowego, a następnie podjęcie próby rozszyfrowania tajemniczych znaków.
-Mamo! Znalazłam ślady!- krzyknęła Nadia.
-Ślady? To w takim razie szybciutko musisz mi je pokazać- oznajmiłam z zaciekawioną miną.
– O tam! -zawołała, dumna ze swojego odkrycia.
Rozmarzona ruszyłam wolnym krokiem za córką, a w myślach w dalszym ciągu rozkoszowałam się górskim widokiem. Oddalone dźwięki i głosy, zdawały się totalnie do mnie nie docierać. Czy to odgłosy elfów leśnych rozbrzmiewają ze wszystkich stron? Niemal baśniowe, sielankowe otoczenie…
-Mamooo! Paaatrz! Taaam! W głosie Nadii wyczułam fascynację ową sytuacją, która momentalnie przywołała mnie do rzeczywistości.
W oddali na cichym polu pokrytym srebrnym puchem, gdzie cienie zachodzącego słońca kładły się na śnieżną polanę wystawały długie, puchate uszy.
-To chyba zając- oznajmiła moja mała dziewczynka. Czy to ten sam , który jest w magicznych opowiadaniach?- zapytała.
-Sama jestem ciekawa- odpowiedziałam, mrużąc przy tym jedno oko.
Nagle jeden skok i naszym oczom ukazały się dwie tylne, długie łapy, a następnie ogonek zwany omykiem.
-Zniknął- stwierdziłam i spojrzałam na Nadię. Jej błyszczące i szczęśliwe oczy, wyrażały więcej niż opływające w piękno słowa.
-Wiesz Nadiu…-zaczęłam łagodnym tonem…
-Bardzo Cię kocham! Mój mały, leśny zajączku…(…)…